niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5

- Nie wierzę! - denerwowała się Rose - Nie dość, że przez ciebie przypadnie mi randka i że będę mieć blizny jeszcze przez 3 dni, i że dostałam szlaban, to jeszcze ta zdziwaczała Muffit zabrała mi różdżkę! Jesteś po prostu okropny! 
- Przeze mnie?!!! Ja PRZEZ CIEBIE niedowidzę!!! I wyobraź sobie, że mam o wiele ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzenie z tobą - to słowo Scorpius nieomal wypluł z odrazą - u Hagrida! Nieprawdopodobne! 
- Trzeba było nie wpychać nosa w nie swoje sprawy! Ja negocjowałam, a ty OCZYWIŚCIE MUSIAŁEŚ się wtrącić! Jak dzieciak domagający się uwagi starszych! 
- Nie będę tracił czasu na dyskusje z tobą. Do nie zobaczenia.- Malfoy był wściekły. Z całego serca nie lubił tej rudej ropuchy i nie chciał z nią przebywać. Tymczasem ona jak na złość cały czas pojawiała się gdzieś w jego pobliżu i zaczynała go wkurzać, lub na niego wrzeszczeć. Odwrócił się i zaczął szybko przemierzać korytarz prowadzący do lochów. Niestety coś mu przerwało: 
- Nie zapomnij o szlabanie. U Hagrida. O 19. Obyś zdechł. - powiedziała szybko Rose, po czym podążyła do wieży Gryffindoru. 

★☆★☆★ 

-Nienawidzę jej z calego serca!!!!- wrzasnął wpadając do nadal dzielonego z Albusem dormitorium. 
Od dawna przysługiwały im osobne pokoje. Jednak postanowili zostać w jednym, chyba z sentymentu. Nie wyobrażali sobie mieszkania samemu. Zanudzili by się na śmierć. Z drugiego pokoju jednak nie zrezygnowali. Przyjmowali w nim ważnych dla siebie gości płci 
odmiennej. Panował tam porządek i ład. 
Zupełnie inaczej było w ich właściwym dormitorium. Na podłodze walały się puste butelki po Ognistej, a także niedokończone i porzucone wynalazki chłopców. Łóżka były nie pościelone. Leżał na nich miks książek, mioteł, ubrań i innych niezbędnych w łóżku rzeczy, takich jak ochraniacze na kolana, niedojedzone słodycze, eliksiry na kaca, czy niedokończone eseje. W powietrzu unosiła się swoista woń dymu papierosowego i alkoholu. W tych właśnie oparach siedział właśnie młodszy syn Harrego Pottera - Albus. 
- Uspokój się i opowiadaj. - powiedział, odrywając się od arcynudnego zadania z ONCM-u - Co znowu zrobiła i z kim spałeś tej nocy? 
- Z nią. - odparł Malfoy z głupią miną. 
- ZABIJĘ! - wrzasną Potter, po czym przyparł Scorpiusa do ściany i przyłożył mu różdżkę do gardła. - JAK MOGŁEŚ !?! PRZECIEŻ JEJ NIE KOCHASZ, A ONA NIE KOCHA CIEBIE!!!! ZGWAŁCIŁEŚ JĄ, DEBILU!!!!! ZABIJĘ CIĘ! ALBO ODDAM AGNES, ŻEBY TO ZROBIŁA!!! JAK MOGŁEŚ? !?! 
- USPOKÓJ SIĘ, IDIOTO! - Malfoy odepchnął Albusa i wyrwał mu różdżkę - Nic jej nie zrobiłem! Po prostu znowu wpakowała mnie do Skrzydła! NIGDY bym jej nie tknął! 
- Co ci zrobiła? - zapytał Albus ze stoickim spokojem. 
- ZASTANÓW SIĘ NAD SOBĄ!!!! PRZED CHWILĄ CHCIAŁEŚ MNIE ZABIĆ, A TERAZ, TAK PO PROSTU MARTWISZ SIĘ O MOJE ZDROWIE?!!!!! ALBUS! 
- Co ci zrobiła? 
- Rzuciła na mnie Conjunctivitis. - powiedział, również już spokojny Scorpius. 
- A ty co zrobiłeś..? 
- Rzuciłem na nią Fernukulus. 
- Jak dzieci. - jęknął Albus - Przeprosiła cię? 
- Oczywiście nie raczyła! I jeszcze dostałem przez nią szlaban! 
- A ty ją przeprosiłeś? 
- Nigdy w życiu! - oburzył się Malfoy - Niby za co? To ona zaczęła! 
- Słuchaj, ja wiem, że się nie lubicie... 
- Mało powiedziane! - wtrącił Scor. 
-... ale mam już dosyć tych waszych ciągłych bitew, - ciągnął Potter - tej niekończącej się wojny. Krzywdzicie nie tylko siebie, ale też wszystkich wokół. Kiedy ostatnio pisałeś do domu? 
- Nie pamiętam. Chyba z tydzień temu. 
- Miesiąc temu. Tydzień temu chciałeś pisać, ale wymyśliłeś ten plan z zamknięciem Rose w opuszczonej klasie na 2 pietrze, żeby nie przyszła na test z eliksirów. Cały czas zajmujesz się tylko nią i tym jak ją zezłościć. 
- Nieprawda. To, że nie napisałem listu do domu nic nie znaczy. Czy ty piszesz listy co tydzień? 
- Zgoda. A kiedy ostatnio gadałeś z Agnes? Tak z własnej inicjatywy? 
- Przedwczoraj, panie mądraliński - uśmiechnął się pewny siebie Malfoy. 
- Nie. To ona do ciebie podeszła. Zapytała, czy nie trzeba ci pomóc w zadaniu z Zaklęć. Odpowiedziałeś, że to pytanie cię obraża, a potem, gdy przypomniałeś sobie, że to twoja prawie-narzeczona, zapytałeś, czy nie chciałaby usiąść z tobą na Eliksirach. Ale ona miała wtedy ONMS. Eliksiry mieliście razem w zeszłym roku. 
- Okej... - Scorpius był przerażony, gdy uświadomił sobie, że Albus może mieć rację - Idę do sowiarni, a potem do Ag. Jak nie wrócę przed 19, to znaczy, że od razu poszedłem na szlaban. I pamiętaj, żeby jutro o 8 iść po moją różdżkę do Muffit. 
Gdy już drzwi zamknęły się za młodym Malfoy'em, Albus rozsiadł się wygodnie przy biurku, i z pomocą damy swego serca- Ognistej, znów zajął się wypracowaniem z ONCM-u. Dziś była jego kolej na odrabianie zadań, więc musiał napisać takie dwa. A to oznaczam że dzisiaj nie spotka się już z Agnes, ani z żadną inną osobą. 
Wiwat umowa z Malfoy'em w drugiej klasie! Wiwat Hogward! 

☆★☆★☆ 

Cóż wyjatkowego jest w Agnes Limplay? 
Wszystko, i nic. Jest wyrafinowaną arystokratką z przerośniętym ego i opanowaną do perfekcji sztuką sarkazmu. No i jest bardzo zgrabna, ładna i seksowna. Jest żeńską wersją Scorpiusa. Tylko, że on nie jest zgrabny, ładny i seksowny. On jest przystojny, wysportowany i MEGAseksowny. 
Scorpius nie wyprowadzał z błędu rodziców i babki, kiedy on i Ag postanowili ze sobą zerwać. Miał już dość tych ciągłych pytań, o przyszłą żonę. Agnes również nie powiedziała swoim rodzicom o tym, że nie jest już narzeczoną dziedzica fortuny Malfoy'ów. Uzgodnili, że tak będzie im wygodniej. Pozostali jednak przyjaciółmi. 
To do niej Scorpius przychodził po radę, to jej zwierzał się ze swoich problemów, to z nią mógł pić do nieprzytomności, wiedząc, że rano bedzie na niego czekał eliksir na kaca. Była kobiecym odpowiednikiem Albusa. Zresztą Al i Agnes także byli przyjaciółmi. 
Scorpius nie mógł sobie darować, że ją zaniedbał. I to jeszcze przez tą paskudną Wiewiórę. Postanowił, że dzisiaj muszą się spotkać. I dlatego zmierzał teraz w kierunku dużego, ciemnozielonego fotela, stojącego na przeciwko kominka w PW Ślizgonów. Wiekszość panów w tym pomieszczeniu gapiła się na ów mebel z pożądanidm i melancholią. Nie byli ono jednak zakochani w fotelu. Raczej w jego użytkowniku. Właściwie użytkowniczce. 
- Witaj, Ag - powiedział pochylając się nad fotelem i, przezwyciężając strach i stres spowodowane poczuciem winy, cmoknął czarnowłosą istotę w policzek.
 - Dobry wieczór - odparła skrzywiwszy się gdy ją całował - Komużto jestem winna podziękowania, za zmuszenie cię do pomyślenia o mnie? 
- Albus - odparł zażenowany Malfoy. 
- Tak myślałam. 
- Słuchaj, ja... - Scorpius wsadził rękę we włosy i stał tak przez dłuższą chwilę nie wiedząc co zrobić - przepraszam. To samo jakoś tak... 
- Daj spokój. Nie jesteśmy już parą. - powiedziała ze stoickim spokojem - Nie musisz już mnie szukać i odwiedzać. Nie musisz ze mną rozmawiać. Nie musisz mnie zauważać. Nie będę zła, dopóki nie zaczniesz mnie ignorować. O, czekaj! A czy nie to robiłeś przez ostatni miesiąc!?! 
- Przepraszam, okej?! Nie wiem jak to się stało. Jest mi przykro, ale nie włamię się do Muzeum Ostatniej Wojny i nie ukradnę zmieniacza czasu, więc może zamiast tego, dasz się zaprosić do Malfoy Manor na kolację? 
- Oficjalną, czy nie oficjalną? - zapytała z iskierką zainteresowania w oczach Agnes. 
- Ja, rodzice, babcia Narcyza, Albus i ty. - powiedział - Oczywiście, jeśli się zgodzisz. - dodał pospiesznie. 
- Nie będzie Dafne? Nikt nas nie będzie pytał o datę ślubu? - Limplay była podejrzliwa, jak na Ślizgonkę przystało. 
- Nie będzie - uśmiechnął się radośnie Scorpius. 
- To będę się nudziła! - zażartowała - A kiedy? 
- Za tydzień, jak wszyscy pójdą do Hogsmede. 
- Zgoda. Ale nie myśl, że ci się upiekło! 

------------------------------------------------

Hejka!
KOMENTUJCIE! Błagam! 
Rozdział krótki, ale za to następny jest już w połowie gotowy. Dodam go prawdopodobnie za tydzień. 
Całuję
Asia

środa, 9 września 2015

Rozdział 4 część II

Milaa-chan Ercia, ten rozdział jest specjalnie dla Ciebie. Dałaś mi tyle radości tymi komentarzami, że aż nie sposób tego opisać. Dziękuję

Muffit podała Rose i Scorpiusowi kilka eliksirów, zakazała wstawać z łóżek i wypędziła ze Skrzydła Aileen i kilku ciekawskich pierwszoklasistów, po czym zgasiła światło i poszła do swojego pokoiku. Już po chwili słychać było jej harmonijne chrapanie.
 Malfoy wymamrotał tylko ciche, naburmuszone ,,Dobranoc", po czym odwrócił się tyłem do Rose i zasnął. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ona sama także próbowała. Wsłuchała się w miarowy oddech Scorpiusa, już, już Morfeusz zaczął ją obejmować gdy... wstała. Narzuciła na siebie koc i cichutko, na paluszkach wymknęła się ze Skrzydła.
Najpierw zamierzała udać się jedynie do toalety, ale w drodze do niej przypomniała sobie o pewnej osobie, właściwie osobniku płci męskiej, którego jeszcze nie męczyła w tym roku szkolnym. Zawróciła więc do wieży Gryffindoru i już po chwili stała przed drzwiami dormitorium swojego doradcy, obrońcy, sługi, posła, przyjaciela i wroga. Acha, i jeszcze brata - Hugona Weasley'a.
 Zapukała, jednak nie zamierzała czekać, aż drzwi się otworzą. Machnęła różdżką i, jak gdyby nigdy nic, weszła do pomieszczenia. 
-Aaaaa! Co to na gacie Merlina jest? - gorączkował się Mark, przyjaciel Hugona- Znikaj zmoro nieczysta! A kysz! 
-Jeju. Ty to wiesz jak pocieszyć kobietę. Aż tak źle wyglądam? - zapytała Rose. 
-R...Rosie?- zapytał niepewnie Hugo- Co ci się stało? 
-Malfoy i ja pokłuciliśmy się na ONMS'ie. Ale do rzeczy. Potrzebuję kilku rzeczy z Hogsmede. 
- Na kiedy? - zapytał zrezygnowany Hugo. 
- Co ci się stało? Nie zamierzasz mi już prawić morałów na temat demoralizowania młodszego rodzeństwa i jego przyjaciół? 
- Wiem już, że nie ma to sensu. Na kiedy?
- Na wczoraj. Poczekam do jutra do 16. Znaj moją dobroć. - odparła. 
- Ale ja mam jutro test z Numerologii! Nie możesz sama sobie pójść?
 - Czy ty siebie słyszysz? - Rose była oburzona - Gdybym tak nagle zniknęła, natychmiast ktoś by to zauważył i musiałabhm się tłumaczyć!
 - Ja też będę musiał! 
- Nie kłuć się ze mną! To już postanowione. Jutro o 19 mam szlaban u Hagrida, więc mój eliksir musi być do tego czasu gotowy. Na śniadanie przyniosę ci listę rzeczy do kupienia. - dodała, po czym wyszła z sypialni chłopców. 
     ☆★☆★☆ 
- Ughhhh! Czemu ja?! - użalał się nad sobą Hugo, gdy razem z Marckiem maszerowali pospiesznie ulicami Hogsmede- Dlaczego ona zawsze wybiera AKURAT M N I E? Jest jeszcze przecież James którego i tak zawsze nie ma na testach. Albo Fred! Nawet Lily!...
 - Nie wspominając o męskiej części Hogwartu, która skoczyłaby za nią w ogień, i to z dziką przyjemnością. - wtrącił Marck. 
- Nie pomagasz! - wycedził Hugo przez zaciśnięte zęby - Poza tym sam nalezysz do tej pseudo 'męskiej' części. 
- Bo ładna jest ta twoja bestia! Co ja poradzę?! 
- Zawsze JA! - Hugo powrócił do narzekania - Jakby poprosiła wujka Georga, to dostałaby to wszystko zamim zdążysz powiedzieć: ,,Proszek Fiuu"! 
- Ona nie zmarnuje przecież szansy, żeby cię podręczyć. Przy okazji dostarcza mi masę rozrywki! - zachichotał Marck. 
- Och, przestań już! Po prostu kupmy jej co chce, i wracajmy do zamku. Może zdążymy chociaż na transmutację?!
★☆★☆★ 
- Panno Weasley, niech pani smaruje twarz przyspieszajoszybkoznikiem jeszcze przez dwa, trzy dni. - nawijała Muffit - Wszystkie blizny powinny zejść do jutra. A pan, panie Malfoy... Zaczerwienienie zniknie zapewne pojutrze, i wtedy też odzyska pan ostrość widzenia. Narazie zalecam nosić zwykłe, mugolskie okulary. Proszę. - podała mu modne   po wojnie potterki, na co tylko prychnął niechętnie - Możecie już sobie iść. Tylko bez żadnych kłótni po drodze na szlaban. 
- Oczywiście, proszę pani - powiedzieli jednym głosem - Do widzenia.
 Muffit skinęła głową, jednak po chwili usmiech zszedł z jej twarzy. 
- STAĆ! - wrzasnęła. 
- Przepraszam, ale śpieszy mi się odrobinkę - Rose zaśmiała się sztucznie. 
- A ja muszę jeszcze wpaść na pewien szlaban, także... - Scorpius otwierał właśnie drzwi na korytarz. 
- S T A Ć!!!! - wycedziła zdenerwowana Muffit - Zajmę wam tylko chwilkę - dodała już spokojniej - Boję się o wasze bezpieczeństwo. To duży zamek, ale nie aż tak duży, byście nigdy się nie widzieli. Za każdym razem, po waszym przypadkowym spotkaniu, przybywa mi tu pacjentów. Najczęściej jesteście to wy, ale zdarza się, że przez wasze kłótnie cierpi ktoś inny. Dlatego postanowiłam, że zabiorę wam różdżki. 
Zarówno Scorpius, jak i Rose zamarli. 
- Jak to? - zapytał w koncu Malfoy - Przecież tak nie można! To kradzież! Rozbuj w biały dzień! - krzyczał. 
- Pane Malfoy! Nie ma pan wyboru! Pani dyrektor już się zgodziła. 
- Na jak długo? - zapytała biała na twarzy Rose. 
- Narazie, w ramach ostrzeżenia, do ósmej rano. Postaram się, żeby następnym razem był to tydzień. 
- Mamy tu przyjść dopiero o ósmej!?- bulwersował się Malfoy. 
- Nie. O ósmej mają tu przyjść pan Potter i pani Newman. Nie będę ryzykować waszej ewentualniej bitwy, po opuszczeniu Skrzydła z różdżkami.
 I tak oto Scorpius Malfoy i Rose Weasley zostali pozbawieni różdżek. Do ósmej rano.

----------------

Znów powracam po długiej nieobecności, tym razem bez usprawiedliwienia... Nie wiem czemu tak długo mnie nie było,  chyba po prostu brak czasu. Ale wróciłam. I myślę,  że zawsze będę wracać. 
TTNA

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 4 część I

- Ponieważ w tym roku macie SUMy, muszę wam zdradzić zastosowanie tego budynku - zagrzmiał Hagrid wskazując na, znajdujący się tuż za nim, podłużny barak - Jest to stajnia. Chodźmy! - jego wyjaśnienie wale nie było pomocne, ale nikt nie marudził, ponieważ półolbrzym już zmierzał w kierunku tajemniczych pomieszczeń.
- Aby zdać SUM'a z OPNMS'u, musicie wybrać jedno zwierzę, i zrobić o nim projekt - kontynuował - W tym roku będziecie je realizować w parach, - zapanował hałas. Większość chciała być z Jessicą, gdyż doskonale znała się na magicznych stworzeniach. Niektórzy dobierali się w pary ze swoimi przyjaciółmi, ewentualnie ze swoimi chłopakami i dziewczynami. Inni czekali po prostu na tych, którzy nie będą mieli par na końcu. Jednak przerwał im Hagrid - które ja wylosuję. - dokończył.
- To nie jest dobry pomysł, Hagridzie- rzekła Rose - Nie możemy zdawać się na przypadek. To w końcu SUM'y. Postepujesz nierozsądnie, mój drogi. Pozwól nam zrealizować swoje projekty z osobami, które sami wybierzemy, albo... Albo samemu. Tak. Zrealizuję mój projekt sama.
- Rose, jestem twoim profesorem, i nie zapominaj o tym. Nie możesz robić projektu sama. Nie dasz rady.
-Watpisz we mnie?
- Profesor. Jestem P R O F E S O R E M! - Hagrid, który nie lubił, kiedy ktoś podważał jego autorytet, podniósł głos. Był zdenerwowany - Pamiętaj o tym.
- Za pozwoleniem, profesorze, ja także nie potrzebuję pomocy w projekcie - wtrącił znienacka Scorpius Malfoy - Dam radę sam go zrobić.
- Nie wtrącaj się, Scorpi. Dorośli rozmawiają. - wysyczała Rose z nienawiścią w głosie.
- Rose! - Hagrid posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Spokojnie, Karotko. Jeszcze ci, nie daj Bóg, żyłka pęknie. - roześmiał się Malfoy - A poza tym, jak sama zauważyłaś, DOROŚLI rozmawiają. Idź, narysuj świnię i nie przeszkadzaj.
- Panie Malfoy! - Hagrid zdenerwował się już nie na żarty.
- Mam rozumieć, że chcesz mi pozować? - kontynuowała kłótnię Weasley.
- Myślałem raczej o twoim autoportrecie, ale skoro nie możesz się oprzeć pokusie przebywania ze mną sam na sam... - na te słowa Rose zagotowała się ze złości i wycelowała w Scorpiusa różdżką.
- NIGDY NIE SŁUGERUJ NIC W TYM KONTEKŚCIE! -wrzasnęła- NIGDY!!!
- Oj Weasley, Weasley....- zaistniała sytuacja wyraźnie bawiła Ślizgona, który, na pozór niewinnie, obracał wyjętą niedawno różdżkę między palcami - jesteś taka zabawna, kiedy się złościsz!
- Uważaj, bo rzucę na ciebie coś złego!
- Nie zdążysz - Scorpius spoważniał i wycelował w Rose różdżkę.
- Chcesz się przekonać?
- Dawaj, KOCHANIE.
- NAWET NIE PRÓBUJ ROSE! NATYCHMIAST ODDAJCIE MI RÓŻDŻKI! - wściekły Hagrid to naprawdę rzadki widok. Chyba, że często przebywa się w jednym pomieszczeniu z nim i z kłucącymi się Rose i Scorpiusem...
- Conjunctivitis! - wrzasnęła Rose.
- Fernukulus! - krzyknął Malfoy.
- SZLABAN!!! - zagrzmiał Hagrid niemalże równocześnie.

☆☆☆

- On mi za to jeszcze zapłaci! - gorączkowała się Rose w Skrzydle Szpitalnym, kiedy pani Muffit przemywała pryszcze na jej twarzy przyspieszajoszybkoznikiem - Jestem cała w jakichś kostach! A jutro randka! Ughhh!
- Ciszej, panno Weasley. Nie jesteś tu sama - uciszała Muffit.
- Nie masz się czym martwić, Rose. Kris jest mądry i szaleje za tobą. Na pewno nie odstraszą go jakieś pryszcze. - zapewniała Aileen - Poza tym, już prawie zniknęły.
- Nieprawda. Są wielkie i ochydne.
Na te słowa, właściwie usłyszawszy ten głos, dziewczyny aż podskoczyły.
- Podsłuchiwałeś Malfoy?! - zapytała zdegustowana Newman - Tego się po tobie nie spodziewałam...
- Nie trudno was usłyszeć. - odparł - A poza tym, cóż innego mi pozostało, skoro przez twoją przyjaciółkę NIC nie widzę?!
Rose zachichotała zadowolona ze skutków rzuconego zaklęcia i spojrzała na Ślizgona. Wyglądał okropnie. Miał opuchnięte powieki i czerwone, przekrwione oczy.
- Skoro nic nie widzisz, to skąd wiesz, że nie pudłowałeś? - Aileen potrafiła wychwycić z rozmowy wszystkie niuanse. Zdecydowanie nadawała się na szpiega - Może Rose wcale nie jest teraz pryszczata?
- Jak mówiłem wcześniej, głośno rozmawiacie. - Malfoy nie dał się zbić z pantałyku - Mam tu też świetny wywiad, Newman.
- Spokojnie, panie Malfoy. - wtrąciła Muffit - Panem również za chwilę się zajmę.
- Idź stąd, Ślepa Kozo. Chcę spokoju. - mruknęła Rose.
- Jak sobie życzysz, o Królowo Trędowatych. - powiedziawszy to wycofał się z parawan odgradzający jego łóżko od łóżka Weasley.

Piętnaście minut później (kiedy Rose starała się nie krzyczeć z bólu powstałego w wyniku zastosowanego przez pielęgniarkę specyfiku) dziewczyny usłyszały rozdzierający wrzask Scorpiusa. Aileen, która do tej pory siedziała na brzegu łóżka zajmowanego przez Rose, podeszła do parawanu i jęła przyglądać się dziwnym zabiegom i substancjom, dzięki którym rzeczony Ślizgon miał powrócić do zdrowia. - Uuu... Ssss... - syknęła Newman - To nie wygląda dobrze...
- Jak wszystkie zaklęcia rzucone przez twoją przyjaciółkę na pana Malfoy'a. - skwitowała Muffit - Ale spokojnie, wyleczę i to. A tak swoją drogą, ty i pan Potter powinniście ich bardziej pilnować. Nie chcę przebywać u św. Munga więcej niż raz na tydzień. - dodała, po czym przerwała opatrywanie Scorpiusa,  zmarszczyła czoło i zaczęła nad czymś intensywnie myśleć - Muszę znaleźć jeszcze opiekę dla tego całego Warda, i będę miała praktycznie wolne. Można by też zakazać gry w Quiddicha... - myślała na głos - A gdyby tak któryś prefekt... - zaczęła się rozkręcać.
Na szczęście przytomna Aileen w porę przypomniała jej o zaczynającym powoli drętwieć Malfoy'u, który, chyba przez pomyłkę posłał w jej kierunku wdzięczne spojrzenie czerwonych oczu. W porę jednak przypomniał sobie kto przed nim stoi i szybko odwrócił zdegustowany, opuchnięty wzrok.

------------------
Przepraszam! Dlugo mnie nie było, bo nie miałam motywacji do pisania. Poza tym egzaminy, kurs i życie osobiste... Ostatnimi czasy coś się dla mnie zmieniło na tym świecie.  Jest trochę jaśniej i weselej.
Postaram się dodać następna notkę za tydzień,  11.05. (MOJE URODZINKI!! (-: ). Byłabym bardzo szczęśliwa,  gdyby ktoś,  z okazji mojego święta,  zechciał skomentować rozdział. Dla Was to trzy minuty,  a dla mnie godziny radości i szczęścia.
Oczywiście nie chcę Was zmuszać do kochania tego bloga.  Tak samo jak z pochwał będę się cieszyć i z konstruktywnej krytyki.
PROSZĘ!  ZOSTAWCIE PO SOBIE JAKIŚ ŚLAD!  Bardzo chcę wierzyć,  że Wy, Czytelnicy, istniejecie naprawdę, że Was sobie nie wymyśliłam.
Jeszcze raz przepraszam za nieobecniść, proszę o komentarze i dziękuję za wejścia na bloga.
Pozdrawiam i całuję
Asia

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 3

3 lata później, dom Potterów. Drugi dzień świąt.

Harry Potter siedział w wielkim fotelu nieopodal kominka i przyglądał się dzieciakom niepewnie obdarowywującym się prezentami. Na kanapie obok siedzieli Ron i Hermiona. Wybraniec przeczesywał palcami ogniste włosy Ginny, która opierała głowę na jego kolanach. 
Co Ron i Hermiona robili w salonie Potterów? Wiąże się to z pewną świąteczną tradycją, można rzec nawet: ze Świątecznym Paktem. Rodzina Weasley-Potter mała nie była, a Boże Narodzenie trzeba spędzić z jej członkami, jak nakazuje obyczaj. W pierwsze święta po, jakże cudownym, podwójnym ślubie Hermiony i Rona oraz Ginny i Harrego, rzeczony Pakt został stworzony. W imię tegoż dokumentu każdą Wigilię należy celebrować wraz z Arturem i Molly w Norze. Przybywały więc wszystkie dzieci Weasley'ów i ich rodziny, oraz, jako goście honorowi, Teddy i Andromeda. Boże Narodzenie świętowano z dziadkami od drugiej strony (w rodzinie Potterów objawiało się to odwiedzaniem cmentarza). Drugi dzień świąt, natomiast, wraz z przyjaciółmi. 
W tym roku spotkali się właśnie w domu Harrego i Ginny. I, dziwnym trafem, w tym roku Scamanderowie spędzali święta w Egipcie (Luna obiecała pokazać im wreszcie Nargle, a podobno w Afryce zimą jest ich najwięcej), a Longbottomowie w Hogwarcie, ponieważ pracujący tam Neville zwichnął nogę i dostał od pani Neckted zakaz ruszania się z łóżka (z groźbą pobytu u św. Munga) . Tak więc w tym roku gościli tu jedynie Ron, Hermiona, Rose i Hugo.

- Teraz kolej na... Rosie! - zawyrokowała Ginny.

- Więc... Dostałam ,,Rozszerzone Eliksiry. Dla ambitnych" od mamy, - mówiła z wielkim uśmiechem, od czasu do czasu przerywając na ,,dziękuję" w kierunku danego członka rodziny - nowy futerał na różdżkę od Jamesa, magicznie powiększany piórnik od cioci, najnowszego Groma 5700 od taty i wójka, ,,Własne Zaklęcia - Poradnik dla Początkujących" od Ala - w tym momencie kuzyn szczerze żałował, że jednak nie zachował tej książki dla siebie, ale Rose popatrzyła na niego znacząco - i... Och... To najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam!!!! - wrzasnęła unosząc w górę szalik Gryffindoru. Ale nie taki zwykły. Przez jego środek przelatywała ona sama w pogoni za zniczem, a powyżej migał na czarno napis: ,,Dalej Rose!" - Jak go zrobiliście? - tym razem zwróciła się do Lily i Hugo.

- Wiesz... Kiedy już go zaprojektowałem, Lily męczyła się z nim przez miesiąc, aż w końcu babcia Molly go zaczarowała, bo my jeszcze nie wiedzieliśmy jak... - odpowiedział jej brat. 

- Chodźcie tu! Niech was wyściskam! - ryknęła zadowolona dziewczyna, po czym zagarnęła najmłodszych w ramiona i długo czochrała ich włosy. 

- Więc... James! 

- Ja też dostałem Groma 5700 od taty i wójka, o i szalik! Mój ma napis:,,James, jesteś najlepszy! ". Też jestem na miotle i właśnie bronię gola! Jejciu! Dzięki! Rękawice od Albuska, - kontynuował, nie zwracając uwagi na złowrogie spojrzenia brata posłane w jego stronę - słodycze od mamy, -powiedział rozmarzony - ,,Eliksiry dla Początkujących. Tom Pierwszy"? Co to jest, Rosie? Wydaje mi się, że już gdzieś to widziałem... 

- To podręcznik do pierwszej klasy. Stąd go znasz. Pomyślałam, że naukę trzeba zacząć od podstaw... - odpowiedziała z hytrym uśmieszkiem. 

- Rose! - Hermiona była zbulwersowana - Jak możesz?! 

- Mamo, James jest nie jest aż tak głupi. Zrozumie mój prezent. 

- Dzięki, Rosie. Już nie mogę się doczekać, aż to otworzę...- wtrącił uśmiechnięty (nie wiedzieć czemu) od ucha do ucha Potter - I jeszcze... Nie... Nie wierzę! To przecież... DZIĘKUJĘ!!!! Jesteś najlepsza, ciociu! Dostałem bilet na mecz Harpie z Holyhead kontra Gargulce z Grudka! To przecież pół finał! Marzyłem o tym! 

- Cieszę się, że się cieszysz - powiedziała Hermiona. 

- Masło maślane - mruknęła cicho Rose. 

- Został jeszcze Albus - ogłosiła Ginny. 

- Dostałem... Łał! ,,Własne Zaklęcia - Poradnik dla Początkujących"! Dokładnie takie, jak te, które ci dałem! Jak ty mnie dobrze znasz! - krzyknął w kierunku Rose, po czym wymieniał dalej - Groma 5700 od taty i wujka... Czy wy je kupujecie hurtowo?! - zapytał na wpół zdziwiony i zadowolony - Zestaw najrzadszych składników ,,Dla Prawdziwego Fana Eliksirów" od mamy, nowy srebrny kociołek od cioci i słodycze od Lily i Hugo. Dziękuję! - powiedział entuzjastycznie. 

- Al, tam jest jeszcze jeden prezent dla ciebie! - krzyknęła, zdziwona i lekko zazdrosna, Lily. 

Nie mniej zaskoczony Albus i niepewnie podszedł do, dość sporego, zielonego pudełka z dużą srebrną kokardą. 

- Skąd wiesz, że to dla mnie? - zapytał - Nie jest podpisane. 

- Jest w kolorach Tego-Domu-Na-S-Którego-Nazwy-Nie-Wolno-Wymawiać-W-Tym-Domu, a tylko ty w nim jesteś. - odpowiedziała. 

-Slytherin! Slytherin! SLYTHERIN!!! - wrzasnął Al, po czym rozwiązał kokardkę. Uchylił wieczko i z wrażenia aż usiadł. 

- Pan Albus Potter? - zapytał skrzat domowy, który właśnie wydobywał się z pudła. Najprawdziwszy skrzat domowy! 

- Tak. O co chodzi? - nadal zszokowany Al próbował wyjaśnić tę dziwną sprawę. 

Skrzat jednak nie odpowiedział. Zamiast tego wręczył chłopcu Samoczytający Się List. Koperta prawie natychmiast wyrwała się z rąk Albusa (który nadal siedział na dywanie z głupią miną) i zaskrzeczała donośnie: 

- Albus (nadal nie znam Twojego drugiego imienia) Potter. Golden Street 15 32-009 Dolina Godryka. 
,,Cześć, Al. Ja i Limplay" (skreślone). ,,Ja i Agnes życzymy ci udanych świąt i szybkiego powrotu do Hogwartu, do nas. Nie wiedziałem, co ci dać. Ag proponowała książkę, ale chciałem, żebyś długo pamiętał nasz prezent (poza tym książek masz już dużo). Jej tata ostatnio (przez roztargnienie) dał temu skrzatu krawat, ale rzeczona istota upierała się, że nie wytrzyma bez służenia czarodziejom. Ag przyprowadziła go do nas. Postanowiłem dać go tobie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Scor P.S. Ma na imię Maczek i jest twój. Zawsze kochająca Ag". 

Hermiona bezsilnie opadła na kanapę, i mruczała pod nosem niezrozumiałe słowa. Zarówno reszta rodziny, jak i Albus byli nie mniej zszokowani. Jedynie Rose nie wydawała się zbyt zdziwiona. Podeszła do skrzata i, jak gdyby nigdy nic, zaczęła z nim rozmawiać. 

- Czy to prawda, że chcesz służyć czarodziejom? Tak po prostu: chcesz? 

- Maczek jest stworzony do służby czarodziejom. Maczek zrobi wszystko, czego pragnie pan Potter! - mówił skrzat. 

Harry właśnie przeżywał deja vu. Hermiona zastanawiała się, czemu niektóre skrzaty nie pozwalają sobie pomóc. Ron po prostu siedział z bardzo głupią miną mamrocząc coś o wszach, a Ginny przynosiła wzrok z Albusa na Maczka i dalej na Rose. Lily, Hugo i James, dla własnego bezpieczeństwa, woleli się nie odzywać. 

- Dobrze - zgodziła się łaskawie Rosie, której, notabene, ta sprawa nie dotyczyła - Możesz pomagać Albusowi...

- Rose! - krzyknęła zbulwersowana Hermiona. 

- Możesz pomagać Albusowi, ale tylko wtedy, kiedy on sam cię o to poprosi. Rozumiesz? Nie będziesz musiał chodzić za nim krok w krok. Po prostu pojawisz się wtedy, kiedy Potter zawoła. Zgoda? 

- Zgoda - powiedział natychmiast Albus. Rose zmierzyła go lodowatym wzrokiem. - Nie do ciebie mówiłam, - wysyczała głosem wypranym z emocji - tylko do Maczka. - dodała ciepłej - Zgoda? 

- Pierwszy raz ktoś pyta Maczka o zdanie. - powiedział z zachwytem, po czym dodał - Zgoda!


                                                     * * *

Święta w domu, a właściwie dworku Malfoy'ów, były zupełnie inne. Scorpius Wigilię spędzał u dziadków Greengrass'ów, wysłuchując marudzenia ciotki Dafne. Zazwyczaj narzekała, że Arachne (jej dwunastoletnia córka) nadal nie zgadza się na wybranego jej przez rodziców (czyt. przez matkę) narzeczonego, że Astoria też powinna znaleźć Scorpiusowi kandydatkę na żonę (,,Już najwyższy czas"), że Scorpius mógłby wziąć przykład z ojca i się uczesać oraz na wiele innych, ciekawych, w jej mniemaniu, rzeczy. Babcia natomiast, zawsze wypytywała o szkołę, o to, czy jest we wszystkim lepszy od Potterów i Weasley'ów i czy Slytherin dostanie w tym roku Puchar Domów. Zachęcateż wnuka do odwiedzenia jej ze swoją dziewczyną - Agnes. Dziadek udawał, że nie słucha, jednak w momencie, kiedy rozmowa zchodziła na niebezpieczne rejony przerywał ją, po czym zabierał (cichych i przytłoczonych gadaniną kobiet) panów do innego pokoju. Zazwyczaj tam oddawali się mniej męczącej dyskusji wspomaganej Ognistą. Scorpius, niestety, dostawał jedynie sok. 
Boże Narodzenie było odrobinę milszym dniem. Odbywała się wtedy uroczysta kolacja w dworku. Jako, że dziadek Lucjusz nie żył od kilkunastu lat, a Narcyza bała się być sama w Malfoy Manor, mieszkała z rodziną syna i na owej kolacji oczywiście była obecna. Kiedy umarł Lucjusz, jego żona przełamała strach i pogodziła się z siostrą. Tak więc w Boże Narodzenie pojawiali się we dworku również Andromeda i Teddy. 
Scorpius lubił swojego kuzyna. Lubił też ,,ciocię" Andromedę. Byli spokojni i mili. Nie wymagali, nie oceniali, nie robili wyrzutów. Byli zupełnie inni od ludzi otaczających chłopca na codzień. I rodzice, po zakończeniu kolacji, nie martwili się, co nazajutrz przeczytają w Proroku. 

Scor miał wtedy trzy lata. W pierwszy dzień świąt, tata bawił się z nim nową, mniejszą i latajacą wersją Hogwart-Ekspresu. Właśnie zamierzali (obaj tak samo podekscytowani), wbić zabawkę w powietrze, kiedy ich beztroską zabawę przerwał krzyk mamy, dobierający z kuchni. Stała pod oknem z Prorokiem w rękach i patrzyła na gazetę z niedowierzaniem i wściekłością wypisanymi w oczach. Na pierwszej stronie tkwił bowiem ogromny nagłówek: ,,Dziedzic fortuny Malfoy'ów nie potrafi używać sztućców?!". Jak się później okazało autorem tego upokarzającego artykułu był nie kto inny, jak serdeczna przyjaciółka Dafne - Pansy Parkinson, a sama Dafne dała obszerny wywiad na temat niepoprawnego wychowywania Scorpiusa przez rozpieszczających go rodziców. Od tej pory każde spotkanie z Greengrassami łączyło się ze stresem zarówno Astorii i Dracona jak i Scorpiusa. 
Nie chodziło tu o głupie sztućce. Nie oszukujmy się,  każdy normalny czarodziej zrozumie, że trzylatek nie koniecznie musi potrafić się nimi posługiwać. Chodziło o zainteresowanie Scorpiusem prasy. Rodzice próbowali dać mu spokojne dzieciństwo, bez fotografów czytających za każdym rogiem. Nie wychylali się. Odmawiali uczestnictwa w większych przyjęciach. Ojciec nawet raz odmówił przyjęcia jakiejś premii w pracy, aby przypadkiem nie przyciągnąć uwagi Proroka. Niestety, ciotka Dafne potrafiła zniszczyć wszystkie plany państwa Malfoy'ów. Nieszczęsny sztućcowy artykuł był jedynie kroplą w morzu niekończących się pytań, zdjęć i reportarzy.
Nic dziwnego, że chłopiec znacznie bardziej lubił babcię Narcyzę. Oprócz niezrozumiałej niechęci do mugoli i mugolaków nie można jej było niczego zarzucić. Kupowała małemu Scorpiusowi czekoladowe żaby i pozwalała mu je zjadać przed obiadem, a kiedy rodziców nie było w domu zabierała go na magiczny plac zabaw. No i nie opowiadała w gazetach o jego życiu osobistym, jak to miały w zwyczaju ciotka Dafne i babcia Ewojda. Dziadek Amon też nie był najgorszy, ale za nim Scorpius także nie przepadał. Wujek Teodor był całkiem w porządku, chociaż zdawał się być ,,pod pantoflem" żony. 
Arachne.... Była rozpieszczana przez ojca. Często zwracał się do niej per ,,Królewno". Natomiast Dafne traktowała córkę raczej chłodno. Nie opiekowała się nią, kiedy była mała. Za to kiedy Arachne podrosła, zabroniła jej jeść słodycze i ustaliła dla niej ścisłą dietę. Ponadto, zawsze przestrzegała, że jeśli Arachne nie trafi do Slytherinu, to gorzko tego pożałuje. 
Świąteczna atmosfera w rodzinie Malfoy-Greengrass-Nott nie była więc zbyt świąteczna, głównie za sprawą Dafne, która zdawała się tego nie zauważać. Scorpius zawsze zazdrościł Albusowi jego rodziny. Wszyscy żyli w zgodzie i kochali się. Zawsze byli weseli. Nie szukali synowych i zięciów. Po prostu byli, i już.


******
Rozdział dłuższy,  ponieważ wyjeżdżam. Wrócę w niedzielę 20.02, aczkolwiek nie  wiem kiedy dodam następny rozdział.  Życzę Małopolanom miłych ferii.

TTNAsia

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 2

Rose dzieliła, jak się okazało, właśnie z Aileen i jeszcze z Madeleine, Jessicą i Charlottą. Były miłe i dość spokojne, co w sumie jej nie przeszkadzało. Po rozpakowaniu się, dziewczynki postanowiły się bliżej poznać. Urządziły pełne śmiechu pogaduchy w których sceptycznie nastawiona Rose poczatkowo nie uczestniczyła. W końcu dała się jednak namówić, czego nie pożałowała. Koło 23 wreszcie położyły się spać. 

    * * *   

Albus, ku swemu zaskoczeniu, ale i zadowoleniu został przydzielony do pokoju wraz ze Scorpiusem. W Slytherinie pokoje były bowiem jedno, maksymalnie dwuosobowe (te dwu dostawali zazwyczaj pierwszo i drugoklasiści). Chłopiec cieszył się, bo po krótkiej rozmowie jaka miała między nimi miejsce podczas Uczty Powitalnej zdążył już polubić młodego Malfoy'a. Scor, jak kazał się nazywać nowy współlokator, był dość specyficznym człowiekiem. Nie był miły do bólu, co odstraszało Albusa od jego kuzynki Lucy. Nie strzelał też głupimi dowcipami, jak to ma w zwyczaju wujek Charlie. Był za to arogancki i pewny siebie, co Albus, nie wiedzieć czemu, pochwalał. Gdy tylko weszli do nowej kwatery, Scorpius rozpakował ich kufry jednym machnieciem różdżki. 

- Więc Potter... Czemu nosisz imię po martwym wariacie? - zapytał Malfoy. 

- Bo nie noszę go po zwierzęciu - natychmiast zripostował Albus. 

- Ładnie... Jeszcze będą z ciebie ludzie. - Scor przyjacielsko poklepał kolegę w plecy - Jak masz na drugie? 

- Trochę lepiej niż na pierwsze. Lepiej, żebyś nie wiedział, Malfoy. 

- Daj spokój! Na pewno nie gorzej niż ja! 

- Założę się o pięć galeonów, że gorzej. - Albus nareszcie znalazł równego swej wspaniałej osobie, i wydawał się być bardzo zadowolony. 

- Przyjmuję. Ale nie ma tak łatwo. Nie zdradzę ci mojego drugiego imienia.

- Och. Nie spodziewałem się tego. Co więcej, ja tobie też na razie nie uczynię tego zaszczytu. 

- Coraz bardziej cię lubię, Potter. 


* * *

Chris dostał pokój z trzema innymi chłopcami. Byli to Carol West, Adalbert Noxtaf i Nick Timson. Wszyscy byli spokojni i, na swój sposób, koleżeńscy. Objawiało się to głównie nie przeszkadzaniem sobie nawzajem w czytaniu, bądź powtarzaniu na jutrzejsze lekcje. Z braku laku, Krzysiek też zaczął przeglądać przerobiony już w lipcu materiał. Musiał powtórzyć co najmniej dwa rozdziały z Transmutacji, którą mieli mieć z Gryfonami, pierwszy dział z Historii Magii (z Puchonami) i trzy kolejne rozdziały Eliksirów (ze Ślizgonami). Przecież nie mógł świecić niewiedzą już na pierwszej lekcji w nowej szkole. W końcu, co pomyśleliby nauczyciele?

* * *

Vivien i Luck, którzy z natury byli dość nieśmiali, nie śpieszyli się z poznawaniem swoich współlokatorów. Zostali w pokoju wspólnym i rozmawiali przyciszonymi głosami. Poznali się już w pociągu i polubili. Luck rozśmieszał zdenerwowaną szkołą Vivien, a ona stawała w jego obronie, kiedy ktoś się śmiał z jego niezdarności. Była nieśmiała, ale ze wszystkich sił starała się pomóc koledze.


************** 
Przepraszam za niepojawienie się tego rozdziału w sobotę,  ale miałam ją zajętą. Tak samo będzie i z sobotą 7.02. Czemu? Kurs zastępowych.  Jestem harcerką. Aktualnie zdanie tego kursu jest dla mnie priorytetem. Do tego dochodzą jeszcze sprawdziany i szkoła. Mam nadzieję, że uda mi się dodać następny wpis w niedzielę lub w poniedziałek. 
I na koniec,  niezmiennie,  KOMENTUJCIE!

Asia

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 1

6 -A! Malfoy! To będzie łatwe... SLYTHE!... Nie! Nie jestem pewna...

Profesor McGonagall westnęła. Co się dzieje z tą tiarą? Gdyby tylko można było ją wymienić...

- Widzę tu ponadprzeciętną inteligencję. Ale jesteś też odważny i dumny jak Gryfon - kontynuowała już w myślach Scorpiusa tiara spoczywająca na jego blondwłosej głowie.

Chłopiec był przestraszony, i miał do tego prawo. Co zrobi Draco, jeśli jego syn trafi do Gryffindoru? A Narcyza? Wolał o tym nie myśleć... Wprawdzie jeszcze na peronie dziewięć i trzy czwarte, rodzice przekonywali, że będą go wspierać, niezależnie od tego, do którego domu trafi. Scorpius wiedział jednak, że jego tata w głębi serca liczy na syna-Ślizgona.

- Oprócz tego bardzo dużo sprytu i ambicja... Tak... I jesteś też opanowany? Ha! Niebywałe! Spokojny Malfoy! Ale to przejdzie z wiekiem. Tak myślę... Hmmm... Gdzie by cię tu przydzielić? Pasujesz wszędzie. Niech stracę! - i już na głos krzyknęła - SLYTHERIN!

Scorpius odetchnął z ulgą, a Ślizgoni zaczęli głośno wiwatować i się cieszyć. Pobiegł do stołu Slytherinu w podskokach.
McGonagall uśmiechnęła się pod nosem. Mimo tego, że była teraz dyrektorką, nadal czuła się Gryfonką i nie wyobrażała sobie Malfoy'a w swoim domu.

- Newman, Aileen - wyczytał Slughorn.

Niska blondynka została przydzielona do Gryffindoru.
- Olrzyy... - dukał Horacy - Przepraszam. Olrzyński, K...

- Chris! - krzyknął niebieskooki brunet - T-to znaczy... Może być Chris, jeśli tak będzie panu łatwiej.

Chłopiec podszedł do Slughorn'a, który ocierarł czoło chusteczką.

- RAVENCLAW! - wrzasnęła tiara.

- Potter, Albus - przeczytał z ulgą profesor eliksirów.

 Al niepewnie podszedł do tiary, po czym założył ją na głowę.

- Potter! Nie jesteś jak twój brat! A tym bardziej nie jak dziadek. Przypominasz trochę matkę, ale... Jak Malfoy! W sensie ten najmłodszy... Pasujesz wszędzie! Na Merlina! Nie możecie być w każdym domu! To niemożliwe! -mamrotała wyprowadzona równowagi tiara -Czekaj! Już wiem! -krzyknęła uradowana - Jestem pełna obaw, ale... SLYTHERIN!

W Wielkiej Sali zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Dyrektorka wytrzeszczeła oczy ze zdziwienia, Slughorn podskoczył uradowany, a James Potter wstał od stołu. Wszystkie oczy zwróciły się na pierworodnego syna Wybrańca. Niespeszony niczym James Syriusz zaczął klaskać. Uśmiechnął się także do brata. W ślad za nim poszedł Scorpius Malfoy, a potem inni Ślizgoni, otrzasnąwszy się, zaczęli wiwatować. Kiedy nieco się uspokoili, Slughorn kontynuował Ceremonię Przydziału.

- Timson, Agnes.

Czarnooka szatynka z gracją usiadła na stołeczku, i czekała, aż Horacy nałoży jej tiarę.

- Timson! Jest pani rozpieszczona, tak... I sprytna. No i czysta krew. Nad czym ja się zastanawiam? SLYTHERIN!

Dziewczynka z dumnie podniesioną głową udała się w kierunku zadowolonych Ślizgonów.

-Ward, Luck.

Brązowowłosy chłopiec ruszył w kierunku Tiary Przydziału, ale w połowie drogi potknął się o własne sznurówki. Próbując ratować się od upadku, chwycił za szatę profesora eliksirów, tym samym prawie zwalając go z nóg. W końcu jednak szczęśliwie usadowił się na stołeczku i nałożył tiarę.

-Sprawiedliwy, lojaony i uczciwy. HUFFLEPUFF! - wrzasnęła tiara, a uradowany Luck żwawo ruszył do stołu Puchonów. Oczywiście, będąc najlepszym przyjacielem grawitacji, chłopiec spadł ze schodków, prowadzacych na podest nauczycieli. Kilkoro uczniów zachichotało głośno, ale przyzwyczajony do swojej niezdarności Luck po prostu ich zignorował.

- Weasley, Rose.

Ruda dziewczynka podeszła w podskokach do Slughorn'a, który zdziwiony brakiem zdenerwowania Rose, zapomniał, o Tiarze Przydziału. Dopiero chichot uczniów, i znaczące chrząknięcie McGonagall, przypomniały mu o obowiązkach.

- Rose Weasley? Inteligentna? Jesteś pewna, że twoim ojcem jest Ron Weasley, a nie jego brat Percy? - zapytała zdezorientowana tiara.

- Tak. - powiedziała nadal niespeszona dziewczynka - Moja mama to Hermiona Grenger-Weasley.

-Ach... To wiele wyjaśnia....W obec tego, Ravenclaw,  czy Gryffindor? O nie! Jesteś też przebiegła, sprytna i bardzo ambitna! I, o zgrozo, sprawiedliwa! Co wyście się tak na mnie uwzięli?! To jest już trzeci uczeń dzisiaj!... Już wiem!  Gdzie byś chciała trafić? 

W odpowiedzi dziewczynka wyruszyła tylko ramionami.
- Tata powiedział, że jak nie trafię do Gryffindoru, to mnie wydziedziczy, ale ja i tak wiem, że kłamał. Za bardzo mnie uwielbia - odparła.

- I na dodatek pewna siebie! Niech Ron się cieszy... GRYFFINDOR!

Gryfoni zaczęli wiwatować, a Rose ponownie wyruszyła ramionami i podbiegła do nich.

- To już wszyscy. Przypomnę, że w Hogwarcie należy, PODKREŚLAM NALEŻY, PANIE POTTER - tu Slughorn zwrócił się do James'a - przestrzegać regulaminu. Przypomnę te z jego zasad, o których zapominaliście w ubiegłym roku szkolnym. Po pierwsze, kregorycznie zabrania się wchodzenia do Zakazanego Lasu i wychodzenia do Hogsmede, bez uprzedniego ogłoszenia wycieczki do tego miasteczka. Po drugie, pierwszo- i drugoklasistów obowiązuje cisza nocna od 21, a następne roczniki od 22. A po trzecie, nie wolno pływać w jeziorze. Teraz kilka słów od dyrektor McGonagall.

Minerwa wstała.
- Świeca, tort, dynia, sowa, krzesło, żaba - powiedziała dostojnie, a już mniej oficjalnym tonem dodała - Życzę wam owocnego roku nauki i zapraszam na ucztę.

Dyrektorka klasnęła, a na stołach natychmiast pojawiło się przepyszne jedzenie. Był tam tort czekoladowy, indyk w sosie jabłkowym, sok dniowy, ciasta o bliżej niezidentyfikowanym smaku, i wiele, wiele innych ciekawych potraw. Wszyscy uczniowie, jak jeden mąż, rzucili się do jedzenia. Najgłośniejsi byli pierwszoklasiści, którzy pierwszy raz próbowali kuchni hogwardzkich skrzatów. Co chwilę słychać było okrzyki w stylu: ,,A próbowałeś już tego?", ,,To smakuje jak truskawki!", ,,Myślałam, że to jest trujące!". Starsi uczniowie przysłuchiwali się temu z niekrytym sentymentem, zapewne wspominając swój pierwszy rok.

Kiedy już wszyscy byli najedzeni, McGonagall znów zabrała głos.
- Jak zapewne zauważyliście, przez wakacje wybudowany został nowy budynek należący do Hogwartu. Ma on ścisły związek z tegorocznymi, i każdymi następnymi SUM'ami. Hagrid wyjawi wam jego zastosowanie na najbliższej Opiece nad Magicznymi Stworzeniami. Teraz proszę prefektów o odprowadzenie pierwszoklasistów do dormitoriów. Starsze roczniki udadzą się za nimi. Jeszcze raz życzę wam udanego roku szkolnego!

W tym momencie w Wielkiej Sali zapanował hałas.

- Pierwszoroczni! Do mnie! - wrzeszczał młody Zabini do najmłodszych Ślizgonów.

- Nie. Obiecuję, że nie pozwolę wielkiej kałamarnicy schować się pod Twoim łóżkiem! - przekonywał, zapłakaną Vivien Hall, Aleks- prefekt Hufflepuffu. Dziewczynka za nic w świecie nie chciała opuścić Wielkiej Sali.

 - Ustawcie się w pary! O tak! I nie zgubcie się po drodze! - krzyczała Victourie Weasley- prefekt Ravenclawu.

- Pierwszoroooooczni! Pierwszoroooooczni! - darła się Kate Finnegan w kierunku młodych Gryfonów. Nie szło jej najlepiej, więc Rose postanowiła jej pomóc.

 - HEJ! TO JEST NASZ SZEF I MACIE JEJ SŁUCHAĆ!!!!! A TERAZ W PARY I CISZA MA BYĆ AŻ DO DORMITORIÓW! - wrzasnęła stojąc na stole.
Nie zwróciła uwagi na wlepione w nią oczy wiekszości obecnych w Wielkiej Sali. Mniejszość stanowili w tym wypadku Weasley'owie i Potter'owie, przyzwyczajeni do dziwactw kuzynki.

- Dzięki, Weasley. - powiedziała zaskoczona Kate.

- Polecam się na przyszłość. - mruknęła nonszelancko Rosie, po czym, jak gdyby nigdy nic, ustawiła się w parze z Aileen.

Jednak, zachowanie młodej Weasley'ówny nie uszło uwadze dyrektorki. Zauważyła ona również,  że Malfoy wpatruje się w Rose z niekrytym zainteresowaniem.

- Zapowiada się ciężkie siedem lat... - mruknęła sama do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~♥~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję,  że nowy rozdział się spodoba.  Zachęcam do komentowania. Jestem ciekawa Waszych opinii,  drodzy czytelnicy.  Zarówno tych pozytywnych,  jak i negatywnych. Miłego czytania (co z tego, że skoro czytacie moją wypowiedź,  to już to pewnie przeczytaliście? :P)!

Tak Trochę Nowa Asia

sobota, 17 stycznia 2015

Prolog


Troje,
Mający burzliwe nastroje,

Różne wartości ceniący
I różne wyznający,
Bratnie przeznaczenie mają. 
Dwoje znajdzie, czego szukają. 
Trzeci, klęskę poniósłszy, 
Zniszczy przedmiot najdroższy.

Troje, 
Mający burzliwe nastroje,

Lubiący wszelkie wyzwania,
Nawet te nie do pokonania.
Wróg z wrogiem, brat z bratem,
Każdy sobie będzie katem. 
Nienawidzeć - powinni,
Ale i kochać się winni. 

Troje, 
Mający burzliwe nastroje. 

Gdy rzecz wyśnioną odnajdą, 
Czegoś wielkiego doświadczą. 
Kara będzie początkiem i końcem będzie kara.
Choć niejeden przeszkodzić im się stara, 
Wreszcie dobroć poczują. 
Może się rozczarują. 

Troje, 
Mający burzliwe nastroje. 

Ofiar może być kilka, 
Co padnie zdobyczą wilka. 
Wilka wielkiego, groźnego, 
Klątwą obarczonego. 

Jeśli dożyją słońca, 
Nie będzie dla nich końca. 

Troje,
Mający burzliwe nastroje.


McGonagall po raz kolejny przeczytła tę przytłaczajacą przepowiednię. Niestety, była już niemal pewna, że starożytny tekst dotyczy najbliższych czasów, a Sybilla tylko potwierdziła jej domysły. 
Wpadła do apartamentu dyrektorki wczoraj, co samo w sobie jest zadziwiające (tylko Minerva zna hasło do tych pomieszczeń). Powiedziała tylko ,,Troje, mający burzliwe nastroje", po czym zemdlała. Gdy już się obudziła w Skrzydle Szpitalnym, niczego nie pamiętała. 
Tak więc od wczoraj, McGonagall nie wychodziła z gabinetu, cały czas studiując starożytne księgi w poszukiwaniu każdej, nawet najdrobniejszej wzmianki o ,,Wilczej Przepowiedni", jak zaczęła nazywać ją w myślach. Nie znalazła nic, prócz kilku tłumaczeń tegoż tekstu na starobeolski, trolli i parę innych, w większości wymarłych języków. 
Postanowiła przeanalizować przepowiednię wers po wersie, ale i to niewiele dało. Pierwsza trójka, o której pomyślała, już dawno ukończyła naukę w Hogwarcie. A przepowiednia na pewno go dotyczyła. McGonagall doszła jedynie do wniosku, że ,,wilk" musi być metaforą. Ale czego? Kogo? 
Minerwa zaczęła się martwić, i to nie na żarty. Nie chciała więcej ofiar w murach Hogwartu, a tym bardziej nie chciała tu ,,wilka". Ale co może zrobić czarownica (nie byle jaka), przeciw starożytnym siłom? 
Może tylko czekać na rozwój wydarzeń...

☆☆☆
Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania. Posty będę dodawać mniej więcej raz na tydzień, aczkolwiek mogą się zdarzać zarówno opóźnienia, jak i bonusiki. Mam nadzieję,  że blog będzie się Wam podobał.


Tak Trochę Nowa Asia






czwartek, 15 stycznia 2015

CZEEEEEŚĆ


CZEŚĆ!

To mój trzeci blog. Pozostałe dwa nie cieszyły się, jak narazie, wielką popularnością. Na początku było mi przykro, szczególnie przy pierwszym, i na pewien czas skończyłam z blogowaniem. Bo po co publikować,  skoro nikt nie komentuje? Mogę pisać ,, do szuflady".
Ale, po poznaniu historii paru innych (świetnych) blogerek*, które zaczynały podobnie,  stwierdziłam: ,, Nikt mnie nie czyta. I co z tego!? Zrobię im na złość i będę pisać! A co?". 
BUMMM! Powstał pomysł. Powstał rozdział.  Powstali bohaterowie. Powstał plan. Powstał wiersz. Powstało W Chowanego Z Przeznaczeniem. TA DAM! 
Rose, Scorpius, Albus i reszta tej hogwardzkiej bandy. Ich przygody, ich problemy, ich sukcesy, ich porażki i cała masa ICH. To taki mój pokłon w kierunku pani Rowling. 
Mam nadzieję, że tym razem zainteresuję chociaż jedną osobę. Mam nadzieję na choć jeden komentarz. Mam nadzieję na mnóstwo weny i chęci. 
Tyle w temacie. 

Tak Trochę Nowa Aśka.

*NIENAWIDZĘ tego słowa (i nie tylko jego.  BUAHAHAHA!!!)