środa, 9 września 2015

Rozdział 4 część II

Milaa-chan Ercia, ten rozdział jest specjalnie dla Ciebie. Dałaś mi tyle radości tymi komentarzami, że aż nie sposób tego opisać. Dziękuję

Muffit podała Rose i Scorpiusowi kilka eliksirów, zakazała wstawać z łóżek i wypędziła ze Skrzydła Aileen i kilku ciekawskich pierwszoklasistów, po czym zgasiła światło i poszła do swojego pokoiku. Już po chwili słychać było jej harmonijne chrapanie.
 Malfoy wymamrotał tylko ciche, naburmuszone ,,Dobranoc", po czym odwrócił się tyłem do Rose i zasnął. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ona sama także próbowała. Wsłuchała się w miarowy oddech Scorpiusa, już, już Morfeusz zaczął ją obejmować gdy... wstała. Narzuciła na siebie koc i cichutko, na paluszkach wymknęła się ze Skrzydła.
Najpierw zamierzała udać się jedynie do toalety, ale w drodze do niej przypomniała sobie o pewnej osobie, właściwie osobniku płci męskiej, którego jeszcze nie męczyła w tym roku szkolnym. Zawróciła więc do wieży Gryffindoru i już po chwili stała przed drzwiami dormitorium swojego doradcy, obrońcy, sługi, posła, przyjaciela i wroga. Acha, i jeszcze brata - Hugona Weasley'a.
 Zapukała, jednak nie zamierzała czekać, aż drzwi się otworzą. Machnęła różdżką i, jak gdyby nigdy nic, weszła do pomieszczenia. 
-Aaaaa! Co to na gacie Merlina jest? - gorączkował się Mark, przyjaciel Hugona- Znikaj zmoro nieczysta! A kysz! 
-Jeju. Ty to wiesz jak pocieszyć kobietę. Aż tak źle wyglądam? - zapytała Rose. 
-R...Rosie?- zapytał niepewnie Hugo- Co ci się stało? 
-Malfoy i ja pokłuciliśmy się na ONMS'ie. Ale do rzeczy. Potrzebuję kilku rzeczy z Hogsmede. 
- Na kiedy? - zapytał zrezygnowany Hugo. 
- Co ci się stało? Nie zamierzasz mi już prawić morałów na temat demoralizowania młodszego rodzeństwa i jego przyjaciół? 
- Wiem już, że nie ma to sensu. Na kiedy?
- Na wczoraj. Poczekam do jutra do 16. Znaj moją dobroć. - odparła. 
- Ale ja mam jutro test z Numerologii! Nie możesz sama sobie pójść?
 - Czy ty siebie słyszysz? - Rose była oburzona - Gdybym tak nagle zniknęła, natychmiast ktoś by to zauważył i musiałabhm się tłumaczyć!
 - Ja też będę musiał! 
- Nie kłuć się ze mną! To już postanowione. Jutro o 19 mam szlaban u Hagrida, więc mój eliksir musi być do tego czasu gotowy. Na śniadanie przyniosę ci listę rzeczy do kupienia. - dodała, po czym wyszła z sypialni chłopców. 
     ☆★☆★☆ 
- Ughhhh! Czemu ja?! - użalał się nad sobą Hugo, gdy razem z Marckiem maszerowali pospiesznie ulicami Hogsmede- Dlaczego ona zawsze wybiera AKURAT M N I E? Jest jeszcze przecież James którego i tak zawsze nie ma na testach. Albo Fred! Nawet Lily!...
 - Nie wspominając o męskiej części Hogwartu, która skoczyłaby za nią w ogień, i to z dziką przyjemnością. - wtrącił Marck. 
- Nie pomagasz! - wycedził Hugo przez zaciśnięte zęby - Poza tym sam nalezysz do tej pseudo 'męskiej' części. 
- Bo ładna jest ta twoja bestia! Co ja poradzę?! 
- Zawsze JA! - Hugo powrócił do narzekania - Jakby poprosiła wujka Georga, to dostałaby to wszystko zamim zdążysz powiedzieć: ,,Proszek Fiuu"! 
- Ona nie zmarnuje przecież szansy, żeby cię podręczyć. Przy okazji dostarcza mi masę rozrywki! - zachichotał Marck. 
- Och, przestań już! Po prostu kupmy jej co chce, i wracajmy do zamku. Może zdążymy chociaż na transmutację?!
★☆★☆★ 
- Panno Weasley, niech pani smaruje twarz przyspieszajoszybkoznikiem jeszcze przez dwa, trzy dni. - nawijała Muffit - Wszystkie blizny powinny zejść do jutra. A pan, panie Malfoy... Zaczerwienienie zniknie zapewne pojutrze, i wtedy też odzyska pan ostrość widzenia. Narazie zalecam nosić zwykłe, mugolskie okulary. Proszę. - podała mu modne   po wojnie potterki, na co tylko prychnął niechętnie - Możecie już sobie iść. Tylko bez żadnych kłótni po drodze na szlaban. 
- Oczywiście, proszę pani - powiedzieli jednym głosem - Do widzenia.
 Muffit skinęła głową, jednak po chwili usmiech zszedł z jej twarzy. 
- STAĆ! - wrzasnęła. 
- Przepraszam, ale śpieszy mi się odrobinkę - Rose zaśmiała się sztucznie. 
- A ja muszę jeszcze wpaść na pewien szlaban, także... - Scorpius otwierał właśnie drzwi na korytarz. 
- S T A Ć!!!! - wycedziła zdenerwowana Muffit - Zajmę wam tylko chwilkę - dodała już spokojniej - Boję się o wasze bezpieczeństwo. To duży zamek, ale nie aż tak duży, byście nigdy się nie widzieli. Za każdym razem, po waszym przypadkowym spotkaniu, przybywa mi tu pacjentów. Najczęściej jesteście to wy, ale zdarza się, że przez wasze kłótnie cierpi ktoś inny. Dlatego postanowiłam, że zabiorę wam różdżki. 
Zarówno Scorpius, jak i Rose zamarli. 
- Jak to? - zapytał w koncu Malfoy - Przecież tak nie można! To kradzież! Rozbuj w biały dzień! - krzyczał. 
- Pane Malfoy! Nie ma pan wyboru! Pani dyrektor już się zgodziła. 
- Na jak długo? - zapytała biała na twarzy Rose. 
- Narazie, w ramach ostrzeżenia, do ósmej rano. Postaram się, żeby następnym razem był to tydzień. 
- Mamy tu przyjść dopiero o ósmej!?- bulwersował się Malfoy. 
- Nie. O ósmej mają tu przyjść pan Potter i pani Newman. Nie będę ryzykować waszej ewentualniej bitwy, po opuszczeniu Skrzydła z różdżkami.
 I tak oto Scorpius Malfoy i Rose Weasley zostali pozbawieni różdżek. Do ósmej rano.

----------------

Znów powracam po długiej nieobecności, tym razem bez usprawiedliwienia... Nie wiem czemu tak długo mnie nie było,  chyba po prostu brak czasu. Ale wróciłam. I myślę,  że zawsze będę wracać. 
TTNA

1 komentarz:

  1. OHHHH! Rozdział dla mnie! Wzruszyłam się, serio.. (chlipie w kącie i szczerzy zęby jak idiotka, domownicy sądzą, że zwariowałam do reszty).
    Notka cudna! Robisz duże postępy. Scor jak zwykle powalił mnie swoimi tekstami, choć Rose wcale nie jest gorsza! A ten pomysł z odebraniem różdżek bardzo trafiony, ciekawe co z tego wyniknie!
    Pozdrawiam Milaa

    OdpowiedzUsuń