czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 3

3 lata później, dom Potterów. Drugi dzień świąt.

Harry Potter siedział w wielkim fotelu nieopodal kominka i przyglądał się dzieciakom niepewnie obdarowywującym się prezentami. Na kanapie obok siedzieli Ron i Hermiona. Wybraniec przeczesywał palcami ogniste włosy Ginny, która opierała głowę na jego kolanach. 
Co Ron i Hermiona robili w salonie Potterów? Wiąże się to z pewną świąteczną tradycją, można rzec nawet: ze Świątecznym Paktem. Rodzina Weasley-Potter mała nie była, a Boże Narodzenie trzeba spędzić z jej członkami, jak nakazuje obyczaj. W pierwsze święta po, jakże cudownym, podwójnym ślubie Hermiony i Rona oraz Ginny i Harrego, rzeczony Pakt został stworzony. W imię tegoż dokumentu każdą Wigilię należy celebrować wraz z Arturem i Molly w Norze. Przybywały więc wszystkie dzieci Weasley'ów i ich rodziny, oraz, jako goście honorowi, Teddy i Andromeda. Boże Narodzenie świętowano z dziadkami od drugiej strony (w rodzinie Potterów objawiało się to odwiedzaniem cmentarza). Drugi dzień świąt, natomiast, wraz z przyjaciółmi. 
W tym roku spotkali się właśnie w domu Harrego i Ginny. I, dziwnym trafem, w tym roku Scamanderowie spędzali święta w Egipcie (Luna obiecała pokazać im wreszcie Nargle, a podobno w Afryce zimą jest ich najwięcej), a Longbottomowie w Hogwarcie, ponieważ pracujący tam Neville zwichnął nogę i dostał od pani Neckted zakaz ruszania się z łóżka (z groźbą pobytu u św. Munga) . Tak więc w tym roku gościli tu jedynie Ron, Hermiona, Rose i Hugo.

- Teraz kolej na... Rosie! - zawyrokowała Ginny.

- Więc... Dostałam ,,Rozszerzone Eliksiry. Dla ambitnych" od mamy, - mówiła z wielkim uśmiechem, od czasu do czasu przerywając na ,,dziękuję" w kierunku danego członka rodziny - nowy futerał na różdżkę od Jamesa, magicznie powiększany piórnik od cioci, najnowszego Groma 5700 od taty i wójka, ,,Własne Zaklęcia - Poradnik dla Początkujących" od Ala - w tym momencie kuzyn szczerze żałował, że jednak nie zachował tej książki dla siebie, ale Rose popatrzyła na niego znacząco - i... Och... To najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam!!!! - wrzasnęła unosząc w górę szalik Gryffindoru. Ale nie taki zwykły. Przez jego środek przelatywała ona sama w pogoni za zniczem, a powyżej migał na czarno napis: ,,Dalej Rose!" - Jak go zrobiliście? - tym razem zwróciła się do Lily i Hugo.

- Wiesz... Kiedy już go zaprojektowałem, Lily męczyła się z nim przez miesiąc, aż w końcu babcia Molly go zaczarowała, bo my jeszcze nie wiedzieliśmy jak... - odpowiedział jej brat. 

- Chodźcie tu! Niech was wyściskam! - ryknęła zadowolona dziewczyna, po czym zagarnęła najmłodszych w ramiona i długo czochrała ich włosy. 

- Więc... James! 

- Ja też dostałem Groma 5700 od taty i wójka, o i szalik! Mój ma napis:,,James, jesteś najlepszy! ". Też jestem na miotle i właśnie bronię gola! Jejciu! Dzięki! Rękawice od Albuska, - kontynuował, nie zwracając uwagi na złowrogie spojrzenia brata posłane w jego stronę - słodycze od mamy, -powiedział rozmarzony - ,,Eliksiry dla Początkujących. Tom Pierwszy"? Co to jest, Rosie? Wydaje mi się, że już gdzieś to widziałem... 

- To podręcznik do pierwszej klasy. Stąd go znasz. Pomyślałam, że naukę trzeba zacząć od podstaw... - odpowiedziała z hytrym uśmieszkiem. 

- Rose! - Hermiona była zbulwersowana - Jak możesz?! 

- Mamo, James jest nie jest aż tak głupi. Zrozumie mój prezent. 

- Dzięki, Rosie. Już nie mogę się doczekać, aż to otworzę...- wtrącił uśmiechnięty (nie wiedzieć czemu) od ucha do ucha Potter - I jeszcze... Nie... Nie wierzę! To przecież... DZIĘKUJĘ!!!! Jesteś najlepsza, ciociu! Dostałem bilet na mecz Harpie z Holyhead kontra Gargulce z Grudka! To przecież pół finał! Marzyłem o tym! 

- Cieszę się, że się cieszysz - powiedziała Hermiona. 

- Masło maślane - mruknęła cicho Rose. 

- Został jeszcze Albus - ogłosiła Ginny. 

- Dostałem... Łał! ,,Własne Zaklęcia - Poradnik dla Początkujących"! Dokładnie takie, jak te, które ci dałem! Jak ty mnie dobrze znasz! - krzyknął w kierunku Rose, po czym wymieniał dalej - Groma 5700 od taty i wujka... Czy wy je kupujecie hurtowo?! - zapytał na wpół zdziwiony i zadowolony - Zestaw najrzadszych składników ,,Dla Prawdziwego Fana Eliksirów" od mamy, nowy srebrny kociołek od cioci i słodycze od Lily i Hugo. Dziękuję! - powiedział entuzjastycznie. 

- Al, tam jest jeszcze jeden prezent dla ciebie! - krzyknęła, zdziwona i lekko zazdrosna, Lily. 

Nie mniej zaskoczony Albus i niepewnie podszedł do, dość sporego, zielonego pudełka z dużą srebrną kokardą. 

- Skąd wiesz, że to dla mnie? - zapytał - Nie jest podpisane. 

- Jest w kolorach Tego-Domu-Na-S-Którego-Nazwy-Nie-Wolno-Wymawiać-W-Tym-Domu, a tylko ty w nim jesteś. - odpowiedziała. 

-Slytherin! Slytherin! SLYTHERIN!!! - wrzasnął Al, po czym rozwiązał kokardkę. Uchylił wieczko i z wrażenia aż usiadł. 

- Pan Albus Potter? - zapytał skrzat domowy, który właśnie wydobywał się z pudła. Najprawdziwszy skrzat domowy! 

- Tak. O co chodzi? - nadal zszokowany Al próbował wyjaśnić tę dziwną sprawę. 

Skrzat jednak nie odpowiedział. Zamiast tego wręczył chłopcu Samoczytający Się List. Koperta prawie natychmiast wyrwała się z rąk Albusa (który nadal siedział na dywanie z głupią miną) i zaskrzeczała donośnie: 

- Albus (nadal nie znam Twojego drugiego imienia) Potter. Golden Street 15 32-009 Dolina Godryka. 
,,Cześć, Al. Ja i Limplay" (skreślone). ,,Ja i Agnes życzymy ci udanych świąt i szybkiego powrotu do Hogwartu, do nas. Nie wiedziałem, co ci dać. Ag proponowała książkę, ale chciałem, żebyś długo pamiętał nasz prezent (poza tym książek masz już dużo). Jej tata ostatnio (przez roztargnienie) dał temu skrzatu krawat, ale rzeczona istota upierała się, że nie wytrzyma bez służenia czarodziejom. Ag przyprowadziła go do nas. Postanowiłem dać go tobie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Scor P.S. Ma na imię Maczek i jest twój. Zawsze kochająca Ag". 

Hermiona bezsilnie opadła na kanapę, i mruczała pod nosem niezrozumiałe słowa. Zarówno reszta rodziny, jak i Albus byli nie mniej zszokowani. Jedynie Rose nie wydawała się zbyt zdziwiona. Podeszła do skrzata i, jak gdyby nigdy nic, zaczęła z nim rozmawiać. 

- Czy to prawda, że chcesz służyć czarodziejom? Tak po prostu: chcesz? 

- Maczek jest stworzony do służby czarodziejom. Maczek zrobi wszystko, czego pragnie pan Potter! - mówił skrzat. 

Harry właśnie przeżywał deja vu. Hermiona zastanawiała się, czemu niektóre skrzaty nie pozwalają sobie pomóc. Ron po prostu siedział z bardzo głupią miną mamrocząc coś o wszach, a Ginny przynosiła wzrok z Albusa na Maczka i dalej na Rose. Lily, Hugo i James, dla własnego bezpieczeństwa, woleli się nie odzywać. 

- Dobrze - zgodziła się łaskawie Rosie, której, notabene, ta sprawa nie dotyczyła - Możesz pomagać Albusowi...

- Rose! - krzyknęła zbulwersowana Hermiona. 

- Możesz pomagać Albusowi, ale tylko wtedy, kiedy on sam cię o to poprosi. Rozumiesz? Nie będziesz musiał chodzić za nim krok w krok. Po prostu pojawisz się wtedy, kiedy Potter zawoła. Zgoda? 

- Zgoda - powiedział natychmiast Albus. Rose zmierzyła go lodowatym wzrokiem. - Nie do ciebie mówiłam, - wysyczała głosem wypranym z emocji - tylko do Maczka. - dodała ciepłej - Zgoda? 

- Pierwszy raz ktoś pyta Maczka o zdanie. - powiedział z zachwytem, po czym dodał - Zgoda!


                                                     * * *

Święta w domu, a właściwie dworku Malfoy'ów, były zupełnie inne. Scorpius Wigilię spędzał u dziadków Greengrass'ów, wysłuchując marudzenia ciotki Dafne. Zazwyczaj narzekała, że Arachne (jej dwunastoletnia córka) nadal nie zgadza się na wybranego jej przez rodziców (czyt. przez matkę) narzeczonego, że Astoria też powinna znaleźć Scorpiusowi kandydatkę na żonę (,,Już najwyższy czas"), że Scorpius mógłby wziąć przykład z ojca i się uczesać oraz na wiele innych, ciekawych, w jej mniemaniu, rzeczy. Babcia natomiast, zawsze wypytywała o szkołę, o to, czy jest we wszystkim lepszy od Potterów i Weasley'ów i czy Slytherin dostanie w tym roku Puchar Domów. Zachęcateż wnuka do odwiedzenia jej ze swoją dziewczyną - Agnes. Dziadek udawał, że nie słucha, jednak w momencie, kiedy rozmowa zchodziła na niebezpieczne rejony przerywał ją, po czym zabierał (cichych i przytłoczonych gadaniną kobiet) panów do innego pokoju. Zazwyczaj tam oddawali się mniej męczącej dyskusji wspomaganej Ognistą. Scorpius, niestety, dostawał jedynie sok. 
Boże Narodzenie było odrobinę milszym dniem. Odbywała się wtedy uroczysta kolacja w dworku. Jako, że dziadek Lucjusz nie żył od kilkunastu lat, a Narcyza bała się być sama w Malfoy Manor, mieszkała z rodziną syna i na owej kolacji oczywiście była obecna. Kiedy umarł Lucjusz, jego żona przełamała strach i pogodziła się z siostrą. Tak więc w Boże Narodzenie pojawiali się we dworku również Andromeda i Teddy. 
Scorpius lubił swojego kuzyna. Lubił też ,,ciocię" Andromedę. Byli spokojni i mili. Nie wymagali, nie oceniali, nie robili wyrzutów. Byli zupełnie inni od ludzi otaczających chłopca na codzień. I rodzice, po zakończeniu kolacji, nie martwili się, co nazajutrz przeczytają w Proroku. 

Scor miał wtedy trzy lata. W pierwszy dzień świąt, tata bawił się z nim nową, mniejszą i latajacą wersją Hogwart-Ekspresu. Właśnie zamierzali (obaj tak samo podekscytowani), wbić zabawkę w powietrze, kiedy ich beztroską zabawę przerwał krzyk mamy, dobierający z kuchni. Stała pod oknem z Prorokiem w rękach i patrzyła na gazetę z niedowierzaniem i wściekłością wypisanymi w oczach. Na pierwszej stronie tkwił bowiem ogromny nagłówek: ,,Dziedzic fortuny Malfoy'ów nie potrafi używać sztućców?!". Jak się później okazało autorem tego upokarzającego artykułu był nie kto inny, jak serdeczna przyjaciółka Dafne - Pansy Parkinson, a sama Dafne dała obszerny wywiad na temat niepoprawnego wychowywania Scorpiusa przez rozpieszczających go rodziców. Od tej pory każde spotkanie z Greengrassami łączyło się ze stresem zarówno Astorii i Dracona jak i Scorpiusa. 
Nie chodziło tu o głupie sztućce. Nie oszukujmy się,  każdy normalny czarodziej zrozumie, że trzylatek nie koniecznie musi potrafić się nimi posługiwać. Chodziło o zainteresowanie Scorpiusem prasy. Rodzice próbowali dać mu spokojne dzieciństwo, bez fotografów czytających za każdym rogiem. Nie wychylali się. Odmawiali uczestnictwa w większych przyjęciach. Ojciec nawet raz odmówił przyjęcia jakiejś premii w pracy, aby przypadkiem nie przyciągnąć uwagi Proroka. Niestety, ciotka Dafne potrafiła zniszczyć wszystkie plany państwa Malfoy'ów. Nieszczęsny sztućcowy artykuł był jedynie kroplą w morzu niekończących się pytań, zdjęć i reportarzy.
Nic dziwnego, że chłopiec znacznie bardziej lubił babcię Narcyzę. Oprócz niezrozumiałej niechęci do mugoli i mugolaków nie można jej było niczego zarzucić. Kupowała małemu Scorpiusowi czekoladowe żaby i pozwalała mu je zjadać przed obiadem, a kiedy rodziców nie było w domu zabierała go na magiczny plac zabaw. No i nie opowiadała w gazetach o jego życiu osobistym, jak to miały w zwyczaju ciotka Dafne i babcia Ewojda. Dziadek Amon też nie był najgorszy, ale za nim Scorpius także nie przepadał. Wujek Teodor był całkiem w porządku, chociaż zdawał się być ,,pod pantoflem" żony. 
Arachne.... Była rozpieszczana przez ojca. Często zwracał się do niej per ,,Królewno". Natomiast Dafne traktowała córkę raczej chłodno. Nie opiekowała się nią, kiedy była mała. Za to kiedy Arachne podrosła, zabroniła jej jeść słodycze i ustaliła dla niej ścisłą dietę. Ponadto, zawsze przestrzegała, że jeśli Arachne nie trafi do Slytherinu, to gorzko tego pożałuje. 
Świąteczna atmosfera w rodzinie Malfoy-Greengrass-Nott nie była więc zbyt świąteczna, głównie za sprawą Dafne, która zdawała się tego nie zauważać. Scorpius zawsze zazdrościł Albusowi jego rodziny. Wszyscy żyli w zgodzie i kochali się. Zawsze byli weseli. Nie szukali synowych i zięciów. Po prostu byli, i już.


******
Rozdział dłuższy,  ponieważ wyjeżdżam. Wrócę w niedzielę 20.02, aczkolwiek nie  wiem kiedy dodam następny rozdział.  Życzę Małopolanom miłych ferii.

TTNAsia

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 2

Rose dzieliła, jak się okazało, właśnie z Aileen i jeszcze z Madeleine, Jessicą i Charlottą. Były miłe i dość spokojne, co w sumie jej nie przeszkadzało. Po rozpakowaniu się, dziewczynki postanowiły się bliżej poznać. Urządziły pełne śmiechu pogaduchy w których sceptycznie nastawiona Rose poczatkowo nie uczestniczyła. W końcu dała się jednak namówić, czego nie pożałowała. Koło 23 wreszcie położyły się spać. 

    * * *   

Albus, ku swemu zaskoczeniu, ale i zadowoleniu został przydzielony do pokoju wraz ze Scorpiusem. W Slytherinie pokoje były bowiem jedno, maksymalnie dwuosobowe (te dwu dostawali zazwyczaj pierwszo i drugoklasiści). Chłopiec cieszył się, bo po krótkiej rozmowie jaka miała między nimi miejsce podczas Uczty Powitalnej zdążył już polubić młodego Malfoy'a. Scor, jak kazał się nazywać nowy współlokator, był dość specyficznym człowiekiem. Nie był miły do bólu, co odstraszało Albusa od jego kuzynki Lucy. Nie strzelał też głupimi dowcipami, jak to ma w zwyczaju wujek Charlie. Był za to arogancki i pewny siebie, co Albus, nie wiedzieć czemu, pochwalał. Gdy tylko weszli do nowej kwatery, Scorpius rozpakował ich kufry jednym machnieciem różdżki. 

- Więc Potter... Czemu nosisz imię po martwym wariacie? - zapytał Malfoy. 

- Bo nie noszę go po zwierzęciu - natychmiast zripostował Albus. 

- Ładnie... Jeszcze będą z ciebie ludzie. - Scor przyjacielsko poklepał kolegę w plecy - Jak masz na drugie? 

- Trochę lepiej niż na pierwsze. Lepiej, żebyś nie wiedział, Malfoy. 

- Daj spokój! Na pewno nie gorzej niż ja! 

- Założę się o pięć galeonów, że gorzej. - Albus nareszcie znalazł równego swej wspaniałej osobie, i wydawał się być bardzo zadowolony. 

- Przyjmuję. Ale nie ma tak łatwo. Nie zdradzę ci mojego drugiego imienia.

- Och. Nie spodziewałem się tego. Co więcej, ja tobie też na razie nie uczynię tego zaszczytu. 

- Coraz bardziej cię lubię, Potter. 


* * *

Chris dostał pokój z trzema innymi chłopcami. Byli to Carol West, Adalbert Noxtaf i Nick Timson. Wszyscy byli spokojni i, na swój sposób, koleżeńscy. Objawiało się to głównie nie przeszkadzaniem sobie nawzajem w czytaniu, bądź powtarzaniu na jutrzejsze lekcje. Z braku laku, Krzysiek też zaczął przeglądać przerobiony już w lipcu materiał. Musiał powtórzyć co najmniej dwa rozdziały z Transmutacji, którą mieli mieć z Gryfonami, pierwszy dział z Historii Magii (z Puchonami) i trzy kolejne rozdziały Eliksirów (ze Ślizgonami). Przecież nie mógł świecić niewiedzą już na pierwszej lekcji w nowej szkole. W końcu, co pomyśleliby nauczyciele?

* * *

Vivien i Luck, którzy z natury byli dość nieśmiali, nie śpieszyli się z poznawaniem swoich współlokatorów. Zostali w pokoju wspólnym i rozmawiali przyciszonymi głosami. Poznali się już w pociągu i polubili. Luck rozśmieszał zdenerwowaną szkołą Vivien, a ona stawała w jego obronie, kiedy ktoś się śmiał z jego niezdarności. Była nieśmiała, ale ze wszystkich sił starała się pomóc koledze.


************** 
Przepraszam za niepojawienie się tego rozdziału w sobotę,  ale miałam ją zajętą. Tak samo będzie i z sobotą 7.02. Czemu? Kurs zastępowych.  Jestem harcerką. Aktualnie zdanie tego kursu jest dla mnie priorytetem. Do tego dochodzą jeszcze sprawdziany i szkoła. Mam nadzieję, że uda mi się dodać następny wpis w niedzielę lub w poniedziałek. 
I na koniec,  niezmiennie,  KOMENTUJCIE!

Asia